Przecież sama nie pójdę,a jakoś nie mam ochoty zabierać ze sobą Sary.Alan na pewno jest zalany w trupa,więc nie mam co się fatygować.Po dwóch sygnałach usłyszałam w słuchawce głos szatynki.
-No siema...Cipo.! Co się stało.?-zapytała na przywitanie.
-Yoł...Słuchaj jest sprawa,a mianowicie idziesz dziś ze mną na koncert.?-wypaliłam prosto z mostu.
-Hym..No możemy iść...A o której.?
-Około dwudziestej.-skitowałam spoglądają przez okno.
-Będę w pół do.-wymruczała i się rozłączyła.Miałam jeszcze dużo czasu do umówionej godziny,więc postanowiłam wyjść na miasto.Zabrałam z szafeczki mój telefon i zeszłam na dół.Już chciałam otwierać drzwi,gdy zza ściany wyskoczyła mi matka.
-A ty gdzie się znowu wybierasz.?!-zapytała z sarkazmem.
-Nie twój zasrany interes.-wytrzeszczyłam na nią oczy.
-Dziecko.Jak ty się do mnie odnosisz.Powinnaś mi dziękować,że jeszcze Cię z domu nie wyrzuciłam.-głośno się zaśmiałam na te słowa.
-Dziękować.! Trzeba było puścić mnie do taty,a nie więziłaś mnie jak kanarka w klatce.-zaczęłam się do niej zbliżać.Gdy byłam już wystarczająco blisko rodzicielki zrobiłam wielkie oczy .-Myślisz,że jak pozwolisz mi u siebie mieszkać to coś zmieni.?! Hah...Na serio jesteś taka głupia i naiwna.Dobrze wiedziałaś,że jakbym miała wybierać to zawsze poszłabym do taty,dlatego do osiemnastki mnie przekupywałaś i symulowałaś choroby,abym z tobą została.Wiesz,co.?! Żałuję,że pięć lat temu się stąd nie wyniosłam.Miałabym święty spokój.-wykrzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam.Kobieta zamachnęła się i uderzyła mnie w polik.Trochę bolało,ale nie przejmowałam się tym.Zaśmiałam się i naplułam Elizie,bo tak miała na imię na gołe stopy.Nie zwracając więcej uwagi na matkę wybiegłam z domu i kierowałam się w nieznane mi strony.Cały czas biegnąc po drodze zobaczyłam jakiś stary,opuszczony budynek.Weszłam do jego wnętrza i biegłam po krętych schodach.Po pokonaniu dosyć dużej ilości schodków,znalazłam się na dachu.Widoki były niesamowite.Wszystko takie,żywe.Niebo było prześliczne.Nie jestem pewna,ale chyba był zachód.Wyglądało to bajecznie.Oparłam się o barierkę i przyglądałam się okolicy.
Nie powiem,trochę się rozmarzyłam,ale coś mi tu nie pasowało.Czyjeś buty wystawały zza wysokiego murku.Przestraszyłam się,że jednak,ktoś tu mieszka,albo coś w tym stylu.Powoli zaczęłam się skradać,a gdy byłam już dosyć blisko wyskoczyłam z ukrycia i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam,a raczej kogo.! To znów ten mój wybawca.Wielkiej boleści piosenkarz,za pięć groszy.
-Boże.! Dziewczyno,przestraszyłaś mnie.-powiedział łapiąc się za klatkę piersiową.Nic nie odpowiedziałam,tylko powróciłam do poprzedniego zajęcia.Chłopak podszedł do mnie i przyglądał mi się uważnie.Wkurzyło mnie to.Nie lubię,gdy ktoś gapi się na mnie bez jakiegoś konkretnego celu.
-Co się gapisz.?!-zapytałam,robiąc wielkie oczy.
-Ja.?
-No nie,Justin Bieber,wiesz.!-zaśmiałam się pod nosem.Czy on na serio jest taki tępy,na jakiego wygląda.?-zadałam sobie to pytanie w myślach.
-Tak,tylko patrzałem.-skitował,podchodząc do mnie coraz bliżej.
-No to już skończ.!-rozkazałam,wściekłym tonem.
-Coś ty taka groźna.?-próbował mnie rozśmieszyć,ale widząc,że nie jest mi za wesoło,po prostu spuścił głowę i chwilę milczał.-Coś się stało.?-zaczął ponownie.
-Nie twoja sprawa...Sory muszę już iść.-powiedziałam.Z jednej strony po to, żeby się od niego w końcu odczepić,a po drugie musiałam już się szykować na wieczór.
-Może cię odprowadzić.?-nie dawał za wygraną.
-Nie.!-mruknęłam stanowczym tonem.Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę domu.myślałam,że będzie za mną szedł,ale na szczęście zrozumiał słowo "Nie".W głowie cały czas siedziało mi zdarzenie z południa.Wiedziałam,że matka zasłużyła sobie na takie traktowanie,ale było mi jej trochę żal.Oczywiście nie żałuję,że nawciskałam jej,ale mogłam troszkę przystopować.A z resztą co ona mnie obchodzi.
*~*
Ubrałam się,wyprostowałam włosy i zrobiłam konkretny makijaż.Usłyszałam dzwonek do drzwi.Chwyciłam za moją torbę i wybiegłam na przywitanie przyjaciółki.Otworzyłam i zobaczyłam Vanesse. Wyglądała prześlicznie.Czarna sukienka do kolan i czarne conversy. Wiedziałam,że nie ubierze szpilek.Ona po prostu ich nienawidzi.Na szyi miała złoty łańcuszek,a jej długie włosy zwisały na ramionach.
-Wyglądasz...Umm..Zjawiskowo.-troszkę się zająknęłam,szukając odpowiedniego słowa.
-A dziękuję,dziękuję...Ty także.-zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę miejsca imprezy.
*~*
Było zajebiście.Wszyscy tańczyli i krzyczeli.Ten zespół jest niesamowity.W ogóle nie żałowałam,że tam poszłam.Cały czas tańczyłam z Parker'ową.Bawiłyśmy się świetnie.Troszkę wypiłyśmy i raz się zaciągnęłyśmy,ale dosłownie na moment.Bywałam na wielu koncertach,ale ten był najlepszy ze wszystkich.Gdy przepychałyśmy się do stoiska z alkoholem zobaczyłam tego samego pajaca co dziś na dachu.Obok niego było jeszcze czterech innych i .....-Że co,kurwa.-powiedziałam...Alan.To on ich zna.

Powoli podeszłyśmy do nich i oczywiście na przywitanie mocno przytuliłam Jecoba. Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę,ale ja na to nie zwracałam uwagi.
-Witaj Pizdo.-powiedziałam szczerząc się do bruneta.-Co ty tu robisz.?
-No Hej Cipo-uczynił to samo.-A no ..Jestem na koncercie.-droczył się ze mną.Wbiłam mu palca w bok i głośno parsknęłam śmiechem.-Poznaj moich nowych znajomych...To jest Harry,Liam,Zayn,Louis i Niall.-mówił pokazując kto jest kim.Pomachałam im ręką.
-Ale my to się już znamy.-wyrwał się loczek.Myślałam,że mu nakopie,ale się powstrzymałam z racji z tego,że byłam w miejscu publicznym.
-Jak to.?-mój przyjaciel był zdziwiony.
-Widzieliśmy się może dwa razy,ale nie znamy się aż tak dokładnie.-wytłumaczyłam.
*~*
Koncert powoli się kończył,a ja byłam tak naćpana,że ledwo stałam na własnych nogach.Podtrzymywali mnie Alan i Maya.Całą ósemka wyszliśmy z wielkiego tłumu i kierowaliśmy się w nieznanym mi kierunku.Chciałam dowiedzieć się gdzie idziemy,ale nie byłam w stanie nic powiedzieć.Chyba nawet po drodze zasnęłam,bo film mi się urwał.
____________
Siema,siema....I jak.? Wiem troszkę nudne,ale dopiero drugi rozdział,więc się rozkręci.:D Pozdro..:D Paulaa..
pisz dalej pls ...
OdpowiedzUsuń